poniedziałek, 23 listopada 2015

*Angelique Trouble

Informacje podstawowe

Imię:
Płeć:
Rasa:
Data ur.:
Wzrost:

Matka:
Ojciec:
Hodowla:

Jeździec:
Dyscyplina:
Klasa:
Ilość osiągnięć:
Ilość gwiazdek:
W vircie od:

          
Angelique Trouble
klacz
haflinger
19 lipca 2009
145 cm

*Angelique Arrete >>
*Double Trouble >>
Liliowa Zatoka >>

Lilia Tomenko
WKKW
easy
13
1
10 stycznia 2015

      
Opis

Charakter: Jest wredna i złośliwa, a jednocześnie bardzo lubi, kiedy spędza się z nią czas i drapie pod brodą. Ta kucka wie swoje i trzyma się własnego zdania. Ciężko jest jej zaakceptować, że ktoś się z nią nie zgadza - zawsze próbuje takiemu osobnikowi wbić do głowy jedyną słuszną prawdę za pomocą kopyt i zębów. Jest straszliwie uparta - kiedy sobie coś wymyśli, do doprowadzi do realizacji celu choćby się waliło i paliło. Ciężko jest się z nią dogadać, obojętnie w jakiej sprawie. Lubi dominować i nigdy nie przestaje próbować. Przecież zawsze jest szansa, że się uda... Angie to porządna, solidna baba, która odpowiada na każdą zaczepkę z potrójną energią. Nigdy nie odpuściła sobie bójki. Chociaż jest chyba najmniejsza z naszych klaczy, nie licząc Roweny, to odwagi i charyzmy ma więcej niż cała reszta.

Po siodłem: testuje każdego nowego jeźdźca, któremu zachce się na niej przejechać. Jej testy są długie i trudne, nie każdy wychodzi z tego cało. Angie uwielbia brykać, stawać dęba i nagle odskakiwać, udając że się spłoszyła. Sprawia jej radość pozbycie się z siodła niechcianego lokatora. Ale nie oznacza to, że nie da się z nią normalnie pracować. Jeśli zacznie z nią współpracę ktoś odpowiedni, z doświadczeniem i umiejętnościami, klaczka stara się, uczy się nowych rzeczy bez problemu, słucha i reaguje. Od kiedy do nas trafiła jest pod opieką Lilii, która jak się okazało, potrafi się z Angie dogadać. Obydwie radzą sobie świetnie, regularnie trenują i nawiązują coraz bardziej intensywną więź. Dzięki temu klaczka nie myśli już o złośliwościach, a angażuje się w trening jak tylko potrafi.
Zdaniem Lilii najlepiej radzi sobie na torze crossowym, gdzie jej energią można łatwo pokierować tam, gdzie jest potrzebna. Może nie jest najszybsza, czy najzwrotniejsza, ale za to jest jednym z najbardziej wytrzymałych koni w całej stajni. Potrafi utrzymać dobre tempo przez całą trasę. Skacze chętnie i z dobrą techniką. Silnie się wybija, a w drodze na przeszkodę przypomina czołg.

W terenie: Jest cudowna, kiedy jedzie się niewielką  grupką. W większym towarzystwie zaczyna głupieć i jest nie do ogarnięcia, a w mniejszym, czyli na przykład podczas samotnego spaceru... właściwie jest to samo. Ale nadaje się, kiedy chce się jechać gdzieś daleeeko, żeby uciec od codzienności. Można sobie z nią zrobić całodniowy rajd, będzie szczęśliwa tak samo jak jeździec.

Na zawodach: O wiele bardziej interesuje ją to, co dzieje się wokół, niż to, co próbuje uzyskać jeździec na jej grzbiecie. Trzeba się napracować, by zwrócić na siebie jej uwagę, ale jest to wykonalne. Inni jeźdźcy skarżą się, ze Angie jest agresorem, podgryza ich konie i należałoby dla niej zakupić kaganiec. Co jest w naszych planach. Najlepiej idzie jej podczas skoków i crossu. Wtedy szybko zapomina o otaczających ją tłumach i liczy się tylko robienie tego, co kocha.

W obejściu: Całe szczęście, że klaczka lubi szczotkowanie. Gdyby nie to, pewnie cały czas chodziłaby jako ta bagienna bestia, a tak przynajmniej ładnie się prezentuje i złotą sierścią maskuje paskudny charakter. Ładnie podaje też kopytka, z tym nigdy problemów nie miała. Na myjce także zachowuje względny spokój i pozwala się wyprać jak należy.

Informacje dodatkowe

Stajenne przezwisko:
Znaczenie imienia:

Poprzedni właściciel:
Ilość potomków:
Cena porcji nasienia/embriotransferu:

Kucie:
Werkowanie:
Tarnikowanie zębów:
Stan zdrowia:
Szczepienia:
Choroby:
Kontuzje:

Zajeżdżanie:
Potęga skoku:

Angie
ang. problem Angelique

Rancho Aspera >>
-
1500 hrs

tak (x4)
co 6 tygodni
przegląd: listopad
bardzo dobry
wykonano
brak
brak

tak, w pełni
1.15m

 


Potomstwo




Treningi                      

trening
trening
trening
trening

skoki
skoki
cross
ujeżdżenie

Mila
Lilia
Lilia
Lilia

Rancho Aspera
Echo Valley
Echo Valley
Echo Valley

>>
>>
>>
>>

Osiągnięcia

I
I
I
II

I
II
IV

I
V

I
I
II

III
cross
cross
cross
cross

ujeżdżenie
ujeżdżenie
ujeżdżenie

skoki
skoki

WKKW
WKKW
WKKW

wystawa

easy
easy
easy
easy

N
P
L

P
P

easy
easy
easy

kuce

?
?
?
L. Tomenko

L. Tomenko
?
?

L. Tomenko
?

?
L. Tomenko
L. Tomenko

?

Dresagio
Dresagio
H. Moderne >>
Anemone >>

Anemone >>
H. Ankara >>
Ankara

Anemone >>
Ankara

H. Szcz. N. >>
Anemone >>
H. Paris >>

Dresagio

?
?
?
200 h

200 h
?
?

200 h
?

?
200 h
-

?

niedziela, 15 listopada 2015

Hubertus :)

Przepraszam, że tyle czekałyście. Dzisiaj oddaję w wasze łapki całe 3 870 słów i mam nadzieję, że będziecie zadowolone. Dajcie znać czy się podobało i czy różne takie towarzyskie imprezy dla zaprzyjaźnionych stajni są dla was w porządku :)

W słoneczny sobotni poranek poszłam razem ze stajennymi nakarmić konie. To było dość niezwykłe wydarzenie, jako, że karmienie odbywa się u nas o siódmej rano. Byłam zbyt podekscytowana dzisiejszym hubertusem, żeby do późna wylegiwać się w łóżku. 
- Graffiti już dostał? - zapytałam Chrisa, który stał najbliżej, miarką wyciągając z pełnej owsa taczki śniadanie dla któregoś ogiera.
- Już na początku. - Wywrócił oczami. - Ruska, może daj nam pracować w spokoju i idź spać czy coś?
- Nie no, jak już wstałam to muszę się czymś zająć...
- To przygotuj pokoje gościnne? Te twoje psiapsióły zostają na noc, no nie?
- Nie wiem jeszcze, ale dobra. Tak na wszelki wypadek.
Ucieszony złożył ręce jak do modlitwy i wyszeptał coś, spoglądając w górę. Kierując się do wyjścia wbiłam mu łokieć w żebra, za co próbował się odgryźć, ale udało mi się uciec. 
W domu wciąż panowała cisza, więc po schodach szłam powolutku, aby tylko uniknąć niepożądanego skrzypienia. W końcu dotarłam na drugie piętro, gdzie znajdowało się kilka gościnnych pokoi. Ogarnęłam trzy z nich, wsadziłam do wazoników jakieś zielsko, coby się ładnie prezentowało, a kiedy skończyłam była już ósma i pierwsi trenerzy wyruszali właśnie do kuchni na pożywne śniadanie. Pobiegłam za nimi.
- I jak tam, załogo? - zawołałam cała w skowronkach. - Gotowi na gonitwę życia?
- Kochanie, musisz zdać sobie sprawę, że wszystko co organizujesz zawsze albo nie dochodzi do skutku, albo okazuje się niewypałem. Lepiej żebyś zrozumiała to teraz – uprzejmie wyjaśniła Meg. - Żebyś nie była rozczarowana...
- Nie będę – szybko zaprzeczyłam. - To tylko hubertus i będzie fajnie! Jak tylko Aiden pojedzie na zakupy, a Kyle i Felix przygotują stoły, a Anita zapakuje prezenty, a ja znajdę lisią kitę... Boże, zapomniałam o lisiej kicie! Co robić!
- Oddychać! - Cora posłała mi spojrzenie pełne politowania, a po czym pokręciła głową. - Jeszcze kilka dni temu stwierdziłaś, że jest na strychu.
No tak! Strych! Natychmiast udałam się na samą górę i przeszukałam każdy karton i każdą szafę. W końcu wyciągnęłam sztuczny ogon z pudła podpisanego jako „łyżwy”.
Przez cały poranek biegałam w tę i z powrotem, próbując kontrolować sytuację, ale każdy wie, że na dobra sprawę nie potrafię kontrolować niczego, więc tylko udawałam, że to robię. Ale szkoło mi całkiem nieźle i ludzie myśleli, że faktycznie mam tam jakąś władzę, a nie robię za wątpliwej urody ozdobę. Dla ukojenia nerwów wyczyściłam parę koni i wypuściłam je na padoki. Kiedy miałam wrócić do stajni kątem oka zauważyłam ruch na podjeździe i moim oczętom ukazał się Koniowóz z logiem Pistacjowej Polany! Zupełna nówka!
- Milka! - biegiem rzuciłam się w kierunku wysiadającej blondynki, która kiedy tylko mnie usłyszała, odpowiedziała tym samym. W połowie drogi zawisłam jej na szyi, a siła uderzeniowa była tak duża, że padłyśmy na trawę. Szybko jednak pojawił się jej chłopak, Adam i ocalił swoją wybrankę z łap niecnej Ruski. 
- Super, że jesteście tak szybko, bo ja już sama nie wiem co robić – powiedziałam, łapiąc oddech. - To znaczy do roboty jest masa rzeczy i nie wiem za co zabrać się najpierw.
- No to najpierw wypakujemy mego osiołka, morko, dobrze? - Mila wskazała na pojazd.
- Oczywiście!
Out and About był bardzo, bardzo grzeczny. Bez problemu dał się wyprowadzić na światło dzienne i stojąc w miejscu rozejrzał się po okolicy. Odpowiedział na pojedyncze rżenie, dobiegające z pastwisk, a potem dał się pokierować do stajni. Tam czekał już na niego boks. 
Poszliśmy do domu na kakao i ciastko. Na dworze było koło 18 stopni, więc nie tak źle, ale miałam nadzieję, że do 12 jeszcze się ociepli. 
Trochę poplotkowaliśmy, wymieniłyśmy najnowsze wiadomości, a potem usłyszałyśmy klakson. Odsunęłam białą firaneczkę na oknie w kuchni i zerknęłam na dziedziniec. Miśka przyjechała!
Wybiegłam z domu i oczywiście pognałam w kierunku Mi i Alexa, którzy ledwo zdołali wysiąść z auta. Uściskom nie było końca, więc konie zaczęły się niecierpliwić. Któryś z nich porządnie łupnął kopytem w ścianę bardzo niedaleko nas. 
- To Jasmine – wyjaśnił Alex z cichym westchnięciem i poszedł na tył, by otworzyć rampę.
Miśka szybko go dogoniła, mając zamiar wyprowadzić drugą klaczkę. Już po chwili mogłam podejść do obydwóch koni i przyjrzeć się im z bliska. 
- Jest córcią Casablanki, co nie? - Uśmiechnęłam się, obserwując gniadą. - I... Erasina?
- Dokładnie! Dobra, Rus, to może je schowamy, hmm?
- Jasne, jasne. Chodźcie za mną. - Machnęłam ręką, zapraszając ich do drogi.
Koniska szybko znalazły się w boksach, a my dołączyliśmy do Milki i Adama w salonie. Przez chwilę nie za bardzo mieliśmy temat do rozmów, było trochę drętwo, ale kiedy pojawiła się Detalli wraz ze swoich cudnym kasztankiem – Jally'm Good Time, od razu zrobiło się weselej.  Konik zjadał już siano w stajni, kiedy my wyjęliśmy trochę słodyczy z moich tajnych skrytek i pałaszowaliśmy je przy akompaniamencie lektorów z telewizyjnych reklam, które trwały na tyle długo, że nawet nie wiedzieliśmy jaki film teraz leciał. 
Milka dostała napadu śmiechu, przez co kawałek ciasteczka czekoladowego utkwił jej w gardle. Postanowiła popić to colą, ale ciągle nie przestawała się śmiać, z związku z czym napój wyszedł jej nosem.  Detalli dziko chichocząc podała jej chusteczkę, a Adam czule objął ramieniem swoją wybrankę, która ciągle powtarzała: „nie powinno się mnie wypuszczać do ludzi”.  Ja siedziałam na fotelu skulona i płakałam ze śmiechu, ukrywając twarz w kolanach, a obok słyszałam Miśkę i Alexa, którzy próbowali rzucać czekoladkami i łapać je w usta. Po chwili już wszyscy w to graliśmy, aż do momentu gdy Det zauważyła podjeżdżającą przyczepę z Anarkii. Całym stadem wyszliśmy na powitanie Esmeraldzie i jej hucułkowi – Draculi. Wszyscy się znaliśmy, więc szybko wymieniliśmy uściski i całusy w policzek. 
- Czeeeść! Już myśleliśmy, że się zgubiłaś! - powiedziałam.
- Bo tak było, głupi GPS, ale w końcu znalazłam drogę. - Dziewczyna przyjaźnie się do nas uśmiechnęła, po czym wyprowadziła konika z przyczepy. Był bardzo podekscytowany i nie potrafił stać w bezruchu nawet przez chwilę, ale widać było, że uważa na to, czego oczekuje od niego Esmeralda. Odprowadziliśmy ich do stajni.
- Jest dziesiąta, a w drogę wyruszymy sobie o jedenastej trzydzieści, żeby jeszcze sobie pojechać na mały, rozgrzewający terenik. Możemy się przejść, albo pograć w domu w karty lub monopol, co tylko chcecie...
- W sumie moglibyśmy się przejść... - Miśka zerknęła na las.
- Hej, a może pobawimy się w podchody? - Zaproponowała Milka, a cała reszta najpierw popatrzyła na nią olśniona pomysłem, a potem gorąco zawiwatowała.
- Dobra, mamy siedem osób... Kto rezygnuje żeby było po równo? - Alex badawczym spojrzeniem powiódł po naszych twarzach, niespodziewając się, że Miśka trzepnie go w tył głowy.
- Nikt nie rezygnuje, baranie! Możemy wciąć kogoś jeszcze. O, tam widzę Fridę. - Wskazała na dziewczynę, czyszczącą koryto na jednym z pastwisk. -  Ruska, weź no ją zawołaj.
- Hej! Friday! Chcesz się bawić w podchody?! - krzyknęłam, a ona tylko popatrzyła na mnie i popukała się w czoło. - Cóż... próbowałam.
- O, a tamta? Valentine?
- VAL! - Wiedziałam, że przyjdzie. - PODCHODY! BAWISZ SIĘ!
Blondynka mnie nie słyszała, ale przyszła i kiedy tylko usłyszała o naszym pomyśle, natychmiast na to przystała. Nasze losowanie polegało na rzucie monetą. Kilka pierwszych osób rzucało i jeżeli wypadł orzeł – dołączała do drużyny o nazwie „Liście”, a jeżeli reszka – do „Szyszek”. Robiliśmy tak dopóki nie udało się nam podzielić. 
Liściami byli: Mila, Esmeralda, Ja, Alex. Natomiast Szyszkami ochrzczeni zostali oczywiście Miśka, Adam, Detalli i Valentine. Pobiegliśmy do domu po zeszyt, mazaki i kawałki sznurka. Ustaliliśmy, że to Liście będą gonić Szyszki. A więc drużyna Szyszek pobiegła w las, a mając przy sobie Val, z pewnością wybrali jakąś fajną i pewnie trochę ekstremalną trasę. 
Mieliśmy wyruszyć po dwudziestu minutach...
- Nie wytrzymam – Milka głośno westchnęła, grzebiąc patykiem w ziemi.
- Dasz radę, kochana. Jeszcze tylko dziewiętnaście minut! - powiedziała z przekonaniem, stojąc tam i wpatrując się w szlak, gdzie zniknęli. Przed tym, jak wyruszyli, moja droga siostra pochwaliła się, że zamierza używać mocy i poważnie zaczynałam się bać zadań, które nam zostawią... W co my się wmieszaliśmy?...
- Dziewczyny, nie martwcie się, kiedyś bardzo często w to grałam z przyjaciółmi. Poradzimy sobie, serio. - Esmeralda starała się nas uspokoić, bo zaczęłyśmy chodzić w kółko i dokuczać Alexowi, który jakoś nie potrafił się od nas opędzić.
- Znasz jakieś sztuczki, coś co mogłybyśmy użyć? - zapytałam niepewnie.
- Ruska, w podchody chyba nie da się oszukiwać – Mila złapała mnie pod ramię i znacząca westchnęła.
- Oj tam zaraz oszukiwać... Tak tylko pytam...
- Niee – Esmeralda uśmiechnęła się pod nosem. - Nie znam, niestety.
Jakoś wytrwaliśmy! Odliczaliśmy na zegarku sekundy, aż w końcu wybiła odpowiednia godzina i biegiem puściliśmy się w stronę lasu. Przez jakiś czas widzieliśmy tylko strzałki zrobione z gałęzi albo kamieni, a przynajmniej mieliśmy nadzieję, że były tam tylko strzałki, bez karteczek. W końcu Alex zauważył biały skrawek papieru włożony w dziuple na poziomie mojej głowy. 
- Namalujcie sobie wąsy mazakiem – przeczytałam. - Ale my nie mamy...
- Tu jest! - Esmeralda wyjęła z dziupli czarny mazak. - Kto pierwszy? - Uniosła brew.
- Ja wam zrobię, zobaczycie, będą jak prawdziwe! - wyrwałam się po narzędzie zbrodni i raz dwa wymalowałam mojej drużynie wąsy. Alex miał takie długie i krzaczaste, Milka miała wielkie i zawijane jak ślimaki, a Esmeralda krótkie, ale za to z bródką w gratisie. Nie miałam pojęcia co znalazło się na mojej twarzy, gdy mazak przejęła Mila.
Szybko ruszyliśmy dalej, kierując się znakami i strzałkami. Niektóre z nich były wyryte w drzewach... no powiedźmy, że nożami. Szliśmy szybko, każdy wysilać wzrok, aż w końcu Milka wypatrzyła kartkę wystającą spod kamienia!
- Wymyślcie okrzyk dla waszej drużyny, nagrajcie i wyślijcie do Det.
- Coo? Okrzyk dla Liści... - jęknęłam.
- Go, go... liście...! - Alex zanucił to w rytm power rangers.
- No nie wiem, wykażcie się – Mila cmoknęła z niezadowoleniem.
- Coś banalnego, jak te pioseneczki Cheerleaderek? - zaproponowała Esmeralda i od tego momentu mieliśmy jakiś plan.
- Chociaż macie w kropki gacie, z Liśćmi nigdy nie wygracie... - cicho zanucił Alex i wygrał. To było to.
Włączyłam telefon i nagraliśmy się podczas wrzeszczenia na całe gardło naszego bojowego okrzyku. Szybko wysłałam filmik siostrzyczce i ruszyliśmy dalej, chociaż po chwili dostałam od niej sms's „Ale wy wolni, dopiero przy trzecim zadaniu? ;P”. Stanęłam w miejscu jak wryta i przerażonym wzrokiem spojrzałam na moją drużynę. 
- Co? - Mila zaniepokoiła się.
- Były trzy zadania... trzy kartki... a my znaleźliśmy tylko dwie...
- Skąd wiesz? - zapytała Esmeralda. - Tak ci napisali? - Pokiwałam głową. - Kłamią, żebyśmy się wrócili i stracili czas.
- Na pewno?
- Na pewno, chodźcie dalej.
Wymieniliśmy spojrzenia, ale dziewczyna wydawała się być pewna siebie, więc zaufaliśmy jej i nie zawróciliśmy. Kolejne zadanie znaleźliśmy dopiero nad jeziorem. Mała karteczka prawie została przez nas pominięta, ale jakoś, w ostatniej chwili, udało się ją wypatrzeć. 
- Rozczochrajcie sobie nawzajem włosy – przeczytałam. - No to do dzieła! - Ze śmiechem rzuciłam się na Milkę, która pisnęła i zaczęła uciekać, ale w końcu ją złapałam i zrobiłam z jej fryzury gniazdo wściekłych bażantów. Ona oczywiście odpłaciła mi się tym samym, a później wspólnie zajęłyśmy się Esmeraldą i Alexem.
Reszta zadań poszła nam mniej lub bardziej problemowo, bo dziewczyny (i  Adam) przechodziły same siebie i z każdą kolejną karteczką coraz bardziej żałowaliśmy, że to nie oni muszą robić te dziwne rzeczy. 
Podczas wędrówki usłyszeliśmy głosy i przyczailiśmy się za krzakiem, żeby przyjrzeć się ich źródłu. To były Szyszki! Właśnie spisywały kolejne zdanie, chichocząc tak głośno, że słyszeliśmy ich z odległości bliskiej dwudziestu metrom. 
- Ej... skoro znaleźliśmy ich, zanim skończyły...
- Wygraliśmy! - Esmeralda wyskoczyła na polanę, gdzie tamci zebrali się w kółeczko, a my podążyliśmy w ślad za nią.
- A-ale... - Miśka patrzyła na nas z bezradnością, przez co roześmiany Alex od razu podszedł i ją przytulił. - Ile macie kartek!?
- A tyle. - Wręczyłam jej plik karteczek. Przeliczyli je wspólnie i pokiwali głowami.
- Naucz się przegrywać, słonko – powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
- Odegramy się! - prychnęła. - Co nie, drużyno?!
- Taaak!
- Spoko, możemy przystać na rewanż. Powiedzcie tylko kiedy i gdzie – Milka skrzyżowała ręce.
- To może u mnie – zaproponowała Det, która dotąd po prostu darła karteczkę. - Albo u Miśki. Tam gdzie ciepło, bo wiecie, zima nadchodzi.
- To jeszcze zobaczymy, wracajmy do stajni i szykujmy koniska! - powiedziałam wesoło, po czym całą zgrają ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie byliśmy ani trochę skłóceni, a wszystko wróciło do normy.
- Jak tam Khaleah? - zapytałam Det, kiedy szłyśmy obok siebie.
- Lepiej, o wiele lepiej. Już wyraźnie widać zmiany. - Uśmiechnęła się.
- Widzisz, jak chcemy, to możemy dokonać niemożliwego w jeden dzień.
- Tiaa, ale ja jednak podziękuję za kolejną taką misję...
- Wiem, wiem...
Wróciliśmy do stajni. Właściwie to do domu, żeby przebrać się w bryczesy. Jedynie Alex zdecydował się pozostać w jeansach, bo nie chciało mu się iść aż tak daleko. Od razu poszedł przygotowywać sobie konia. 

Ruska & Moet II
Detalli & Jally Good Time
Mila & Out and About
Miśka & Asirra Asma
Alex & Jasmine Flower
Esmeralda & Dracula
Harry & Felicia
Sky & Dandelion
Megan & Arizona DH
Valentine & Wakanda Deal

Kiedy byłyśmy gotowe, większość w czarnych bryczesach i kolorowych kurtkach, zaczęliśmy czyścić sobie wierzchowce, zaplatać im grzywy i ogony, wszystko na spokojnie. Nie raz jedna czy druga chodziła po wszystkich boksach i pomagała reszcie z warkoczem, który umiała perfekcyjnie, albo z fantazyjnym zawiązaniem kokardy na ogonie. Miło było widzieć taką bezinteresowną pomoc. 
Dla Moneta przygotowałam czerwony komplet, a sama miałam na sobie bluzkę z tym kolorze. Pożyczyłam Miście zielony czaprak, dla jej kasztanki. Ten, którego zamierzała użyć, rozpruł się w podróży. Draco i Jally obwąchiwały się przez kraty dzielące ich boksy i co jakiś czas cicho parskały. Co jakiś czas dało się słyszeć Alexa, który nerwowo klął pod nosem za każdym razem, gdy Jasmine capnęła go zębami lub nadepnęła na stopę. Mila i Adam czyścili Abouta, stojąc przy każdym z jego boków, w międzyczasie szeptali do siebie czułe słówka, a koń jakby przysypiał. Zajrzałam do Sky, która z zaangażowaniem robiła koreczki Dandelionowi. Był wyjątkowo spokojny. Nie wiercił się, ani nie kręcił. Na koniec skontrolowałam jeszcze pracę Valentine przy Wakandzie i Mega przy Arizonie. Obydwie dziewczyny powoli kończyły. 
Przeszłam się wzdłuż korytarza żeby nie wrzeszczeć i nie pytać czy wszyscy mogą ruszać. Każdy koń stał już w pełnym umundurowaniu, więc mogliśmy wychodzić przed stajnię. 
Kilka osób wsiadło z ziemi, reszta zdecydowała się na stojące jak zwykle pod stajnią schodki. Rozejrzałam się i upewniłam, że nie ma żadnych problemów. Jeszcze zapytałam stajennego, czy aby na pewno wszystko gotowe, a kiedy ten potwierdził, ruszyliśmy stępem. 
Harry i jego Felicia mieli drobne problemy by dopasować się do właśnie tworzącego się zastępu, ale klacz w miarę szybko odpuściła. W końcu każdy znalazł dla siebie idealną pozycję. Ja prowadziłam z racji tego, że drogę na łąkę znałam jak własną kieszeń, za mną dreptały pozostałe ogiery: Dandelion, Jally i Wakanda. Dalej klacze: Asima, Arizona i Felicia. Zastęp zamykali maszerujący obok siebie Dracula i About. 
Przejście między pastwiskami było katorgą, bo konie strasznie się rozpraszały, wierciły i generalnie miały swoich partnerów w poważaniu. Przynajmniej większość z nich. Szybkim stępem w końcu doczłapaliśmy się do lasu. Zerknęłam za siebie żeby upewnić się, że wszyscy są cali i jądą w odpowiednich odstępach. Przy okazji zobaczyłam terenówkę jadącą ze stajni w naszym kierunku. Weseli trenerzy zabrali biednego Adama ze sobą i piszcząc z uciechy wyprzedzili nas w dość ekstremalnym stylu. Na szczęście żaden z koni się nie spłoszył, dziewczyny (i Alex) odpowiednio dobrali sobie konie.
- Możemy kłusować? - zapytałam głośno.
- Taaak!
Monetowi wystarczył delikatny sygnał i od razu przeszedł do wyższego chodu. Wszystkie wierzchowce były pełne energii i bywało, że szalały z podekscytowania. Wtedy trzeba było szybko ogarnąć konika, albo zrobić woltę dla otrzeźwienia, a w ostateczności wjechać na koniec zastępu by tam popracować na spokojnie. 
Tempo mieliśmy świetne, a nikt nie musiał nawet go specjalnie pilnować. Kłusowaliśmy po leśnych ścieżkach, czasami bardzo wąskich, a czasami tak szerokich, że moglibyśmy jechać wszyscy obok siebie. Przejeżdżaliśmy obok rzeki, a po kilkuset metrach trzeba było pokonać most. Miałam nadzieję, że żaden z koni nie będzie miał z tym problemu. Co prawda niektóre z nich miały drobne wątpliwości co do stabilności konstrukcji, ale widząc, że większość idzie bez zatrzymania, w końcu dawały się przekonać. 
Valentine i Megan zaczęły sobie śpiewać jakieś mega hity zasłyszane w radiu. Nie minęło pięć minut, a cała reszta zastępu wyła wraz z nimi jak wilki do księżyca. Nikogo nie obchodził brak talentu, liczyła się zabawa, a ta była przednia. Ze śmiechu prawie spadaliśmy z koni, którym również udzielił się nastrój i szły naprzód jeszcze bardziej ochoczo. Na łąkę dojechaliśmy gdy w naszym repertuarze pojawiły się nawet kolędy. 
Ogromna, ale to ogromna otwarta przestrzeń, niewysoka trawa, w oddali góry i lasy... Zaraz obok zjazdu z leśnej drogi stały dwa samochody. Jeden z nich miał otwarty bagażnik a w środku termosy z herbatą i miski z masą przeróżnych ciasteczek. Zbiorowisko złożone z kilku stajennych i trenerów przywitało nas oklaskami. Pewnie słyszeli nas już z daleka.
- Szybko poszło! - powiedział Chris, idąc z moim kierunku z lisią kitą.
Pomógł mi ją przyczepić do ramienia. 
Nastąpiła mała rozgrzeweczka. Każdy sam sobie, indywidualnie. Do dyspozycji mieliśmy także dwie przeszkody w postaci belek siana z położonymi między nimi drągami. Koniska po terenie zrobiły się rozochocone, toteż każda z nas skupiła się na przywołaniu swego rumaka do porządku. Zdecydowanie najszybciej poszło Esmeraldzie, która ze swoim Draco miała świetny kontakt. Byłam tez pod wrażeniem Detalli i jej Jally'ego. Harry i Felicia to była zupełnie inna bajka, ale mimo wszystko miło się na nich patrzyło, szczególnie kiedy widziało się ich początki. Przegalopowaliśmy je, trochę wyciszyliśmy i... gonitwę czas zacząć!
- Dajcie mi chwilę – powiedziałam stępując przed szeregiem koni. - Jeszcze chwilę z nim pochodzę, a kiedy krzyknę start... to czas start. No i wiadomo, szanujemy się, czyli bez nieczystych zagrań. Bo to jest bardzo towarzyski hubertus, ale jeśli zobaczymy, ze ktoś gra zbyt agresywnie to będzie dyskwalifikacja.
Dziewczyny (i Alex) zgodziły się i stępowały sobie po jednej części łąki, kiedy ja jeszcze pracowałam z Monetem na drugiej. Chciałam go jak najbardziej rozluźnić, bo się chłopak mocno spiął. Musiał być elastyczny i zwrotny. Nie chciałam go też za bardzo męczyć, ale nie wydawał się ani trochę zasapany. Wręcz przeciwnie – zachowywał się tak, jakby dopiero opuścił stajnię. 
Po chwili spojrzałam na jeźdźców, którzy uważnie mnie obserwowali, w pełnej gotowości. 
- START! - krzyknęłam z całej siły i pogalopowałam przed siebie.
Słyszałam jak siedem wielkich koni, plus dwa trochę mniejsze, rusza dzikim galopem niemal z miejsca. To było w sumie straszne, od razu skoczył mi poziom adrenaliny we krwi, Monetowi chyba też, bo wystrzelił z pode mnie jak rakieta i bryknął tak, że przez chwilę unosiłam się nad siodłem dobre 30 cm. Skupiłam się na tym i nie zauważyłam Miśki, która na swojej wyścigówce dogoniła mnie jako pierwsza, a zanim się zorientowałam z drugiej strony pojawił się Harry i Felicia. Nie wiedziałam co robić, więc jechałam w drzewo, chcąc zmusić Harry'ego do wycofania się i udało się, pomijając to, że to drzewo prawie ściągnęło mnie z grzbietu. Ale nie było czasu na rozkminy. Łagodnym łukiem pojechaliśmy sobie w prawo, gdzie z naprzeciwka leciała na mnie Milka z jakimś bojowym okrzykiem i wyciągniętą w górę łapką i już prawie capnęła kitę, kiedy gwałtownie zakręciłam w lewą stronę. Ale nie mogło być zbyt łatwo! Wakanda Deal z Val i Jally Good Time z Detalli ścigały się w drodze do mnie. Wakanda jednak wymknął się spod kontroli i poleciał gdzieś hen daleko, więc Det z szyderczym uśmiechem kontynuowała swoją galopadę i już prawie, prawie, prawie mnie miała! Ale okazało się, że była o 5 cm za daleko lub miała o 5 cm za krótką rękę. Co kto woli. Z westchnieniem ulgi nieco zwolniłam, widząc, że reszta koni zakotłowała się kawałek dalej. Ale Draco wykorzystał swoją niedużą sylwetkę do zgrabnego wyplątania się z tego tabunu. Esmeralda wiedziała co robić, a konik był jej bezgranicznie oddany, wykonując każde polecenie. Przez chwilę galopowałysmy obok siebie, bo nie miałam jak uciec (po jednej stronie miałam las), a amazonka już wyciągnęła rękę po kitę. Wtedy Mo przestraszył się bażanta który nagle wyleciał z trawy niedaleko nas i dostał takiego przyspieszenia, że dość łatwo wyprzedziliśmy Draculę. Byłam już taka rozdygotana, przedziwne uczucie uciekać przed zgrają jeźdźców, którzy za wszelką cenę chcą dopaść coś Twojego. Przez kolejne trzydzieści sekund nastąpił atak ze strony Sky, Harry'ego i Det. Później swoją szansę miała jeszcze Milka, która w sumie nawet dotknęła kitki, ale ta wyślizgnęła się jej z rąk. Wtedy zobaczyłam, że Alex i Miśka  coś knują. Niemal natychmiast ruszyli w moją stronę rozdzielając się i biorąc mnie w kleszcze. Asma po jednej stronie, Jasmine po drugiej. Nie miałam już wyjść, próbowałam przyspieszyć, ale obydwa konie bacznie kopiowały tempo Moneta. 
Miśka zerwała kitę szybko i z wielką radochą wypisaną na twarzy. 
- MAM! - krzyknęła, wyciągając kitkę ku górze i ukazując wszystkim.
Teraz mogliśmy zwolnić i wyklepać konie, które spisały się REWELACYJNIE. About bryknął sobie, kiedy tylko dostał luźniejszą wodze, a Mo przeciągle parsknął, wyciągając głowę. 
Kłusem potruchtaliśmy za Miśką, która wykonała honorowe okrążenie po części łąki, po której się goniliśmy. Jeszcze chwilę później każdy indywidualnie trochę pokłusował, trochę postępował. Dopiero wtedy zorientowałam się, że niemal wszyscy mają aparaty i robią nam zdjęcia, ktoś nawet kręcił filmik. Vienne zawołała nas do siebie i rozdała ciasteczka oraz papierowe kubki z herbatą. 
- To co, wracamy? - zapytałam, a wszyscy skinęli głowami.
Byliśmy zbyt zmęczeni nawet na to, by mówić. Ledwo poruszałam szczęką. Dobrze, że takie wrażenia tylko raz w roku... 
Wróciliśmy stępo-kłusem, z przewagą stępa, drogą, którą odkryłam niedawno, a dzięki niej mogliśmy do stajni dojechać w jakieś dziesięć minut. Koniki elegancko wyciszyły oddech, tak samo jak my. Zaprowadziliśmy nasze dzielne rumaki do ich boksów i podarowaliśmy sporo słodkości na obiad. 
- Zapraszam na jedzonko, pewnie jesteście głodni, co? - zapytałam, wskazując na dom.
Stałam w progu stajni, kiedy mnie mijali, powłócząc nogami, ale z uśmiechami na ustach. W jadalni przygotowano już dwa długie stoły, żeby każdy z gości i stałej załogi się zmieścił. Emilie i Vienne przygotowały solidny, domowy obiad. Ta druga z zapałem podtykała Esmeraldzie kolejne półmiski z wegańskimi daniami. Wczoraj cały dzień przeglądała internet w poszukiwaniu przepisów i strasznie zapaliła się, by przetestować chyba je wszystkie. 
Siedziałam sobie grzecznie między Detalli i Milką, gawędząc także z Miśką i Esmeraldą, które siedziały naprzeciwko. Opowiadałyśmy sobie swoje wrażenia z dzisiejszego dnia. Próbowałyśmy też przekonać Miśkę, że skoro w tym roku złapała lisa, to w przyszłym sama musi zorganizować hubertusa i zaprosić nas, żebyśmy mogły się zrewanżować. Czułam się trochę jak na jakimś weselu, bo po porządnym obiedzie do dużej, hotelowej jadalni wnieśli sprzęt grający, a że wcześniej nie jedna i nie dwie osoby skosztowały trochę procentowych trunków z naszych wspólnych zapasów, to odwagi do tańca nie brakowało. 
Wieczorem rozlokowałam wszystkich gości w pokojach. Później chodziłam od jednego do drugiego i pytałam czy aby na pewno wszystko gra, czy niczego nie potrzeba i tak dalej, ale wszyscy byli już tak nieprzytomni, że mieli gdzieś to czy w łazience są świeże ręczniki (chociaż były!). 
Do pokoju Miśki i Alexa weszłam przypadkiem po raz drugi i był to błąd, bo świętowali na swój sposób, którego nie chciałam widzieć. Jak mi się to będzie śniło, to wypłacą mi odszkodowanie za nieprzespaną noc. Ale niech im będzie, ważne, że się kochają, nie? Do Milki i Adama po raz drugi, nauczona doświadczeniem, na szczęście nie weszłam. 
Następnego dnia po śniadaniu goście się zwinęli, ale wydawało mi się, że byli zadowoleni z pobytu. Czy się mylę?...

Gratulacje dla Miśki :)
(zwycięzce losowałam, gdyby co)

wtorek, 10 listopada 2015

Sprzedaż koni

Zostawiam sobie 39 koni z mojego stada liczącego ponad setkę cudownych, kochanych rumaków. Gdybym nie kupowała ich tyle, bez zastanowienia, teraz nie musiałabym cierpieć, ale jak się popełniło błąd to trzeba go naprawić.
Zasady:
  • Decyduje kolejność: kto pierwszy ten lepszy
  • Jeżeli zamierzacie sprzedać kupionego tu konia - poinformujcie mnie, chcę wiedzieć co się będzie z nimi działo
  • Absolutne pierwszeństwo mają osoby, od których kupiłam danego konia, a w regulaminie czy rozmowie zastrzegali sobie prawo do pierwokupu
  • Od godziny 7:00 do godziny 24:00 dnia 11 listopada 2015 kupować konie mogą wyłącznie stajnie współpracujące (Pistacjowa Polana, WHK Lider, WSKS Winter Mist, WHK Anarkia i Malinnowe Wzgórze)
  • Od godziny 24:01 dnia 12 listopada kupować moją wszystkie stajnie i wszystkie virtualki
  • Zajmujcie się dobrze tymi konikami, wszystkie są dla mnie ważne i zależy mi, żeby miały dobry dom
  • Cennik na dole, jeżeli nie będziecie pewni, to w formularzu to napiszcie, a ja dodam odpowiedź z ceną
  • Na razie dodaje same miniaturki, żebyście mogły zobaczyć jakie koniska są ogólnie dostępne, ale od rana będą one podlinkowane do boksów
  • Chciałam policzyć ile macie koników do wyboru, ale poddałam się przy 45. Jednym słowem jest OGROMNY wybór, szansa życia... edit: Detalli bohatersko policzyła konie. Razem 108. 65 ogierów, 39 klaczy i 4 wałachy... 
Formularz:
Ksywka:
Imię konia:
Cena:
OGIERY: 

  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
 

KLACZE: 

  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  

WAŁACHY:

  

CENNIK:

Koń z samymi zdjęciami, bez opisu, z max. kilkoma osiągnięciami - 5 000 hrs
Koń z niewielkim opisem, z max kilkoma osiągnięciami - 8 000 hrs
Koń z dokładniejszym opisem, z max. kilkoma osiągnięciami - 10 000 hrs
Koń z jedną gwiazdką - 15 000 hrs
Koń z dwiema gwiazdkami - 20 000 hrs
Koń z trzema gwiazdkami -  30 000 hrs
Koń z więcej niż trzema gwiazdkami (o ile taki tu jest) - 40 000 hrs